środa, 21 stycznia 2015

Wielka walka wilka

Pomyliłem się: jednak nie był to przedostatni rozdział - po prostu był ostatni na stronie, więc założyłem, że będzie po nim jeszcze tylko jeden. Nie wiem zupełnie, dlaczego - przestałem próbować to zrozumieć. Podobnie jak cały ten fanfik. Wczoraj był trzeci dzień z rzędu, kiedy spałem jakieś dwie godziny, więc w mojej makówie działy się prawdopodobnie rzeczy nieopisane. Ale dość o tym.
W dzisiejszym odcinku: zimne, ciężkie posadzki, dysonans poznawczy Harry'ego oraz śmierciożerca Śmierciożerca Śmierciożerca, a także największa w całym fanfiku walka... z przeziębieniem. Zapraszam do lektury. Ale nie tego.

Tekst bez poprawek:
Wraz z dyrektorem zbiegali ze schodów. Wszędzie pojawiali się śmierciożercy. Właściwie to nie było ich dużo, ale ciągle się przemieszczali. Znokautowani i ranni uczniowie leżeli na zimnej podłodze. Inni dzielnie walczyli pokazując cały swój talent i umiejętności. Jednak każdy wie, że bardzo trudno pokonać smierciożercę. Tym bardziej uczniom trudniej to zrobić. Tylko kilku z nich potrafi długo walczyć z poplecznikami Voldemorta. I na pewno był to Harry, Hermiona i Ron.

Weasley dzielnie walczył. Bronił siebie i siostrę, która jednak sama nieźle sobie radziła. Oraz parę innych słabszych od niego osób. Jednak smutno mu było walczyć bez świadomości, że w każdej chwili zjawi się Harry lub Hermiona i pomogą mu. Nagle Śmierciożerca trafił go. Ron upadł na ciężką posadzkę. Poczuł ból w ramieniu. Śmierciożerca już prawie rzucił niewybaczalne zaklęcie kiedy…
- Expeliarmus!!
- Ron, nic ci nie jest? – Nad rudowłosym stała Hermiona. Patrzyła na niego z troską w oczach. Za nią stali Draco i Harry. Oboje dzielnie bronili swojej ukochanej (w końcu oboje byli w niej zadurzeni). Ron się uśmiechnął. Mimo takiej sytuacji był szczęśliwy. W końcu jego najlepsi przyjaciele tu byli.
- Wszystko ok. Dziękuje Hermi.
- Sprawiłeś mi wielka przykrość, Ronaldzie. –odpowiedziała ostrym tonem.- Byłeś okropny. Nikt jeszcze tak na mnie nie mówił. Stałeś się gorszy od Malfoya –Jadowitym głosem wrzucała mu wszystko, co zrobił. Ron czuł się przez to potwornie. Widział w jej oczach żal.
- Jednak jesteś moim przyjacielem, Ron. –Jej ton stał się łagodny – I nigdy o tym nie zapominaj. –Podała mu rękę. Rudowłosy wstał i uściskał przyjaciółkę.
- Długo tak jeszcze będziecie się przepraszać?! Tu się walczy! –Wrzasnął Draco. Ron się skrzywił, a Hermiona uśmiechnęła pod nosem.
- Już idę, kochanie…Skoro nawet bić się nie umiesz sam…

Bitwa była trudna. Jednak dzięki pomocy czwórki dzielnych czarodziejów, dobro znów wygrało. Wielu śmierciożerców udało się zamknąć w Azkabanie. Inni uciekli. Lub zginęli. Niektórzy z ręki Wybrańca. Kiedy tylko udało się wygrać, nauczyciele zajęli się uczniami. Ci, którzy byli ciężko ranni trafili do Munga, jednak większość nie skończyła aż tak źle. Nikt nie umarł. Czwórka uczniów (nielicznych bez większych ran) szła za McGonagall. Draco obejmował czule spoconą gryfonkę i co chwila całował ją w rozgrzane czoło. Ron patrzył na to już z mniejszą urazą. Zwłaszcza, że Malfoy parę razy uchronił mu tyłek. Harry uśmiechał się od ucha do ucha, chociaż serce pękało mu z żalu i zazdrości. Bardzo kochał Hermi. Widział jednak, że Draco nie zrobi jej krzywdy. Że również ją kocha i ona kocha jego.
Doszli do gabinetu McGonagall. Kazała im usiąść na czerwonych fotelach.
- Ciasteczko? –Spytała ich. Kiedy pokręcili przecząco głowami, zaczęła mówić. –Cóż, jestem z was bardzo dumna. Cieszę się, że nam pomogliście. Kolejny raz wchodząc tam, gdzie nie trzeba…Ale, pomogliście. Pierwszy raz gratuluje panu Malfoyowi. Nie wiem, co z nim zrobiłaś Hermiono, ale naprawdę się zmienił. – Miona uśmiechnęła się promiennie, a Draco zaczerwienił się (dziwne). – Oczywiście zostaniecie nagrodzeni odpowiednią ilością punktów. I odejmę wam tez po 10 za pakowanie się w kłopoty.
- Ale ja..- Ron zaczął się tłumaczyć, że go tam nie było.
- Panu odejmę za kłótnie z najlepszymi przyjaciółmi, i to, że jest pan ich przyjacielem.
No a teraz do łóżek!
Wszyscy wyszli i ruszyli w stronę domku Hermiony i Draco.
- Ja tego nie rozumiem…Odjęła mi punkty, bo się z wami kłóciłem i za to, że się z wami przyjaźnię…
Harry i Hermiona roześmiali się.
Kiedy Harry i Ron poszli już spać, Hermiona usiadła na kanapie.
- Draco…
- Hmm?
- I, co teraz?
- Jak to, co?
- No…Niedługo skończy się Hogwart. Ja pójdę w swoją stronę a ty w swoją…
Draco usiadł obok niej. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. Nie chciał jej jeszcze zdradzić swoich planów.
- Nie wiem…Ale nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Zaparzyć ci herbaty?
- Tak. Tylko tej z bonusem.
- Jakim bonusem.
- Takim jakim wymyślisz. – Hermiona uśmiechnęła się znacząco. Draco zrozumiał. Poszedł do kuchni dziwiąc się ile to się tego dnia zdarzyło.

Hermione & Draco story
--- czapter fajf-ęd-ferty ---


Wraz z dyrektorem zbiegali ze schodów. Wszędzie pojawiali się śmierciożercy. Właściwie to nie było ich dużo, [Ale byli naprawdę obszerni, dlatego pojawiali się wszędzie.] ale ciągle się przemieszczali. [Co było dziwne, jako że – jak wiadomo – najlepszą metodą napadania na zamek jest siedzieć w jednym pomieszczeniu i pokazywać język obrońcom.] Znokautowani i ranni uczniowie leżeli na zimnej podłodze. [Temperatura podłogi jest w tej chwili najbardziej istotnym czynnikiem. Trzeba pokonać śmierciożerców, bo uczniowie, którzy leżą, mogą dostać wilka.] Inni dzielnie walczyli pokazując cały swój talent i umiejętności. [Nawet w obliczu śmierciożerców niektórzy po prostu się popisują. Hogwarcka gimbaza.] Jednak każdy wie, że bardzo trudno pokonać smierciożercę. [Wszyscy we wsi wiedzą, że trudno pokonać śmierciożercę. Dlatego zawsze idziemy na niego kupą, z wodą święconą, czosnkiem i kołkami.] Tym bardziej uczniom trudniej to zrobić. Tylko kilku z nich potrafi długo walczyć z poplecznikami Voldemorta. [Tylko ci, którzy przeszli do drugiego etapu wojewódzkiej olimpiady śmierciożercożerców.] I na pewno był to Harry, Hermiona i Ron. [Był to Harry, Hermiona i Ron. Jeden uczeń w trzech osobach. Albo trzy osoby w jednym uczniu. Zdania teologów są podzielone.]
Weasley dzielnie walczył. [Miał nadzieję, że dostanie potem ciastko i naklejkę z napisem „Dzielny pacjent”.] Bronił siebie i siostrę, która jednak sama nieźle sobie radziła. Oraz parę innych słabszych od niego osób. [Powitajmy powyższe wyrażenie rzeczownikowe w gronie zasłużonych zdań samodzielnych. Brawo! Pracuj wytrwale, a wkrótce otrzymasz swoje orzeczenie.] Jednak smutno mu było walczyć [Fightin’ with tears in my eyes…] bez świadomości, że w każdej chwili zjawi się Harry lub Hermiona i pomogą mu. Nagle Śmierciożerca trafił go. [Hej, zaraz. Wcześniej nazwa „śmierciożercy” była pisana małą literą. Czy ten facet po prostu tak się nazywa? „Dzień dobry, nazywam się Śmierciożerca Śmierciożerca i jestem śmierciożercą.”] Ron upadł na ciężką posadzkę. [Wiedział, że jest ciężka, bo próbował ją wcześniej zerwać, żeby uczniowie, którzy na niej leżeli, nie dostali wilka.] Poczuł ból w ramieniu. Śmierciożerca już prawie rzucił niewybaczalne zaklęcie kiedy… [Dlaczego ten głupi śmierciożerca od razu nie rzucił Avada Kedavra? Czym w takim razie trafił Rona w ramię – kawałkiem posadzki?]
- Expeliarmus!!
- Ron, nic ci nie jest? – Nad rudowłosym stała Hermiona. Patrzyła na niego z troską w oczach. Za nią stali Draco i Harry. Oboje [Gdyż Malfoy został kobietą w wyniku niezbyt fortunnego zaklęcia śmierciożercy.] dzielnie bronili swojej ukochanej (w końcu oboje byli w niej zadurzeni). Ron się uśmiechnął. Mimo takiej sytuacji był szczęśliwy. W końcu jego najlepsi przyjaciele tu byli. [Choć autorka prawdopodobnie nigdy nie brała udziału w takiej walce i nie zna się na hormonach, tylko na Hermionach, to jednak nie trzeba być Panią Psycholog od Karnego Jeżyka, żeby domyślić się, że do uczuć przeżywanych w czasie walki nie należą szczęście i smutek.]
- Wszystko ok. Dziękuje Hermi.
- Sprawiłeś mi wielka przykrość, Ronaldzie. –odpowiedziała ostrym tonem.- Byłeś okropny. Nikt jeszcze tak na mnie nie mówił. Stałeś się gorszy od Malfoya [Obgaduje swojego chłopaka za jego plecami.] –Jadowitym głosem wrzucała mu wszystko, co zrobił. [Ron wyraźnie słyszał wrzut w głosie Hermiony.] Ron czuł się przez to potwornie. Widział w jej oczach żal.
- Jednak jesteś moim przyjacielem, Ron. –Jej ton stał się łagodny – I nigdy o tym nie zapominaj. –Podała mu rękę. Rudowłosy wstał i uściskał przyjaciółkę.
- Długo tak jeszcze będziecie się przepraszać?! Tu się walczy! –Wrzasnął Draco. Ron się skrzywił, a Hermiona uśmiechnęła pod nosem. [Wszystko to jest bardzo realistyczne. Na wojnie jest naprawdę dużo czasu na ironię.]
- Już idę, kochanie…Skoro nawet bić się nie umiesz sam…
Bitwa była trudna. Jednak dzięki pomocy czwórki dzielnych czarodziejów, dobro znów wygrało. [A teraz, dzieci, idziemy spać.] Wielu śmierciożerców udało się zamknąć w Azkabanie. Inni uciekli. Lub zginęli. [Widzisz, wyrażenie rzeczownikowe sprzed kilku komentarzy? To zdanie dostało już swoje orzeczenie. Pracuj wytrwale!] Niektórzy z ręki Wybrańca. [Ale Neo nigdy nie lubił zabijać agentów.] Kiedy tylko udało się wygrać, nauczyciele zajęli się uczniami. Ci, którzy byli ciężko ranni trafili do Munga, jednak większość nie skończyła aż tak źle. Nikt nie umarł. Czwórka uczniów (nielicznych bez większych ran) szła za McGonagall. [Ludziska, wylejta mi na oczy wódkie, bo nie widzę: czy autorka naprawdę napisała nazwisko McGonagall prawidłowo?!] Draco obejmował czule spoconą gryfonkę i co chwila całował ją w rozgrzane czoło. [Hermiona chyba dostała tego wilka i się przeziębiła.] Ron patrzył na to już z mniejszą urazą. Zwłaszcza, że Malfoy parę razy uchronił mu tyłek. [Niejeden już raz Śmierciożerca Śmierciożerca miał spuścić Ronowi lanie na goły tyłek, ale Malfoy zawsze ratował sytuację i w ten sposób uchronił mu tyłek.] Harry uśmiechał się od ucha do ucha, chociaż serce pękało mu z żalu i zazdrości. Bardzo kochał Hermi. Widział jednak, że Draco nie zrobi jej krzywdy. Że również ją kocha i ona kocha jego.
Doszli do gabinetu McGonagall. Kazała im usiąść na czerwonych fotelach. [Wybierzcie czerwone fotele. Możecie też usiąść na niebieskich, ale wtedy wrócicie do Matriksa.]
- Ciasteczko? –Spytała ich. Kiedy pokręcili przecząco głowami [Tak naprawdę Harry kręcił głową twierdząco, ale zacofana McGonagall zbytnio tkwi w swoim kontekście kulturowym.], zaczęła mówić. –Cóż, jestem z was bardzo dumna. Cieszę się, że nam pomogliście. [Wszak mogliście po prostu stać i dać się zabić, ale robiliście, co w waszej mocy, by przeżyć i pokonać śmierciożerców. Dziękuję wam za wspaniały dar instynktu samozachowawczego.] Kolejny raz wchodząc tam, gdzie nie trzeba…Ale, pomogliście. [Jak rozumiem, gdyby Harry, Hermiona i Malfoy nie podsłuchali rozmowy Violet, cały ten napad by się nie wydarzył… bo wtedy oni nie poszliby do dyrektora… żeby ostrzec go przed tym napadem… który wtedy byłby bardziej skuteczny… bo dyrektor by o nim nie wiedział…
Fabuła jest zbyt skomplikowana.]
Pierwszy raz gratuluje panu Malfoyowi. Nie wiem, co z nim zrobiłaś Hermiono, ale naprawdę się zmienił. [Malfoy pantoflarz.] – Miona uśmiechnęła się promiennie, a Draco zaczerwienił się (dziwne). [Ja też nie podejrzewałem, że Malfoy ma naczynia krwionośne pod skórą twarzy, ale jednak ma.] – Oczywiście zostaniecie nagrodzeni odpowiednią ilością punktów. I odejmę wam tez po 10 za pakowanie się w kłopoty. [Zabieram wam po 10 punktów za to, że śmierciożercy władowali się do zamku, bo jest to, oczywiście, wasza wina. Ale nie przejmujcie się, wyjdziecie na plus. Odpowiednia ilość minus 10 jest większe od zera.]
- Ale ja..- Ron zaczął się tłumaczyć, że go tam nie było. [Zwala wszystko na kolegów.]
- Panu odejmę za kłótnie z najlepszymi przyjaciółmi, i to, że jest pan ich przyjacielem. [Ma sens. Odpowiedzialność zbiorowa. Jeśli ukradnę batonik ze sklepu, mój kumpel z Katowic idzie siedzieć razem ze mną.]
No a teraz do łóżek! [Idziemy spać, drogie dzieci. Uprzątnięciem pokrwawionych zwłok śmierciożerców zajmie się ktoś inny.]
Wszyscy wyszli i ruszyli w stronę domku Hermiony i Draco.
- Ja tego nie rozumiem…Odjęła mi punkty, bo się z wami kłóciłem i za to, że się z wami przyjaźnię…
Harry i Hermiona roześmiali się. [Z czego się cieszą? To nadal nie ma sensu, autorko.]
Kiedy Harry i Ron poszli już spać, Hermiona usiadła na kanapie. [Powzięła postanowienie noworoczne, że dopóki wszyscy wokół nie pójdą spać, ona będzie stała. Musi wyglądać na twardą.]
- Draco…
- Hmm?
- I, co teraz? [– Nie mam pojęcia – odpowiedział I.]
- Jak to, co?
- No…Niedługo skończy się Hogwart. [21 maja 2012 skończy się Hogwart.] Ja pójdę w swoją stronę a ty w swoją…
Draco usiadł obok niej. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czubek głowy. [Pocałował Hermionę punktowo, w sam czubek głowy.] Nie chciał jej jeszcze zdradzić swoich planów.
- Nie wiem…Ale nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Zaparzyć ci herbaty?
- Tak. Tylko tej z bonusem. [Herbata z bonusem +3 do odporności na zmęczenie.]
- Jakim bonusem. [Bonusem-malusem. Im dłużej pijesz herbatę, tym jest tańsza, ale jeśli ją wylejesz i ktoś cię przyłapie, tracisz zniżki.]
- Takim jakim wymyślisz. – Hermiona uśmiechnęła się znacząco. Draco zrozumiał. [Rozumiesz, Draco? Herbata. W niej alkohol na pobudzenie. Potem seks. Może jesteś lekko opóźniony, ale w końcu zrozumiesz, prawda?] Poszedł do kuchni dziwiąc się ile to się tego dnia zdarzyło. [Bardziej bezpłciową końcówkę ma już chyba tylko urwany kabel USB.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz