środa, 21 stycznia 2015

Głosy z zaświatów

Po dłuższym czasie i dodanym wpisie w dzienniku stwierdziłem, że powinienem kontynuować fanfik. Czy wiecie, że to już przedostatni rozdział? Oczywiście, że nie wiecie, bo oprócz autorki i góra dwóch czytelników, którzy czytali to opowiadanie nieironicznie, tylko ja to wiem. Ale chciałem użyć pytania retorycznego. Skoro mowa o wykorzystywaniu środków, to ten rozdział jest bardzo dobrym przykładem tego, jak można do absurdu skomplikować fabułę za pomocą zwrotu akcji, który jest nie tylko nieprawdopodobny, ale też zupełnie zbędny. A także jak nie wprowadzać postaci do sceny.

Oryginał tutaj. Zapraszam do lektury.

Tekst bez poprawek:
Uczniom, którzy właśnie wracali z WS mogło się wydawać dziwne to, że Harry Potter oraz Draco Malfoy pędzą zgodnie w znana sobie tylko sobie stronę. Mniej dziwne było to, że Draco trzymał za rękę brązowowłosą gryfonkę dyszącą cicho ze zmęczenia.
Jednak trójka uczniów nie zważała na ciche pomruki, ciekawskie spojrzenia na plecach oraz palce skierowane w ich stronę. Biegli jak najszybciej się dało do gabinetu dyrektora. Dawniej, kiedy Draco jeszcze nie był z Hermioną, kiedy Ron był przyjacielem dziewczyny…Właśnie rudy biegłby teraz z Harrym i Mioną szkolnym korytarzem. I pewnie to on by teraz narzekał.
- Granger…Osobiście cię zabiję…jak tylko wrócimy do domku…-wydyszał Malfoy.
- Jasne, jasne…A ja jestem królową Anglii.
- Wasza wysokość… - Hermiona cicho prychnęła a Harry i Draco (?!) roześmiali się.
Potter właśnie zaczął widzieć w tym dziwnym chłopaku coś z człowieka, a Malfoy powoli przyzwyczajał się do Harrego.

Ron cały naburmuszony szedł ponuro korytarzem. Był inny. Zmienił się. Niestety na gorsze. Nie umiał już mówić prawdy, nie umiał wyrazić swych uczuć. Chociaż z całego serca kochał Hermionę nie potrafił jej wybaczyć. Nie umiał jej przeprosić…Przestać z niej szydzić. Chciał, ale nie mógł. Coś go powstrzymywało. Plątał się wiec korytarzami i patrzył na obrazy wiszące na kamiennych ścianach zamku. Kiedy wyszedł z zakrętu zobaczył trójkę uczniów biegnących gdzieś. Rozpoznał w nich dwoje swoich przyjaciół i największego wroga…Trzymającego za rękę brązowowłosą… Była taka szczęśliwa. Zmęczona biegiem, ale szczęśliwa. I zakochana. Coś w nim pękło.
- Chyba jednak ją przeproszę…Przecież nie jej wina, że go kocha…
- No, no…Braciszku, wreszcie przejrzałeś na oczy.

Wpadli z impentem do gabinetu Dumbledora. Zaczęli mówić wszyscy naraz. Nie dało się ich zrozumieć, ponieważ trzy głosy tworzyły niezrozumiały bełkot. Albus Dumbledor spojrzał na nich zza swoich okularów połówek i ciężko westchnął.
- Kiedy oni się nauczą? –szepnął do siebie, a powiedział głośniej- Cisza! Nic nie rozumiem z tego waszego hałasu. Niech jedno z was powie, co się dzieje, dobrze?
Trójka uczniów otworzyła usta…Przemówiła jednak Hermiona.
- Panie dyrektorze. Jest naprawdę źle. Violet Rassel to tak naprawdę, Violet Riddle. Jest moją…- wzięła głęboki oddech. Oboje chłopcy złapali ją za ręce.- Ona jest moją siostrą cioteczną. Moim wujkiem jest sam Vol…Voldemort. Nie wiem jak to się stało, ale tak jest. Jednak najgorsze jest to, że…-Dziewczyna nie miała już siły mówić. Po jej pliczku spłynęła samotna łza. Malfoy zaczął mówić za nią.
- Przed chwilą usłyszeliśmy jak Violet rozmawia z Voldemortem – Dziwne, ale w jego ustach to nazwisko zostało przepełnione odrazą i nienawiścią, z jaką nikt jeszcze go nie wymówił. No, może Harry. Draco sam zdziwił się tonem swego głosu, a zanim zdążył się „obudzić”, Harry już mówił.
- Violet ma pana zabić, profesorze. Potem Dracona. Pewnie i Hermionę. A mnie…
- Ciebie zostawi dla Voldemorta. Tak Harry, na pewno tak ma być. Ale czy nie uważasz, że wy MIELIŚCIE usłyszeć ich rozmowę?
Cała trójka zdębiała. Nie pomyśleli o tym. Przecież Voldemort nie jest tak głupi, żeby kontaktować się z Violet w tak dostępnym miejscu.
- Harry…Każdy wie, że ty, Hermiona oraz Ron jesteście najbardziej ciekawskimi i rządnymi przygód osobami w tym zamku. Voldemort tez to wie.
- To była pułapka. Miała nas tu sprowadzić, kiedy…-zaczęła domyślać się Herm.
- Właśnie, kiedy, co? –odpowiedział pytaniem na pytanie staruszek.
- Kiedy ona będzie mogła wpuścić tu śmierciożerców.
- Brawo, panie Malfoy. Dostaje pan 10 punktów.
- Skąd to wiesz, Draco? Przecież tu nie da się dostać bez wiedzy dyrektora.
- Herm… Już wiele razy śmierciożercy się tu dostawali. Mają wśród uczniów swoich szpiegów. Przecież ja tez nim byłem. Miałem zostać śmierciożercą. Tak chce mój ojciec. Bardzo dawno temu pojawiłem się na zebraniu, ale pamiętam, że Czarny…Voldemort mówił coś o jakimś ataku. Swojej tajnej broni…
- Czyli Violet jest jego tajną bronią? –zagadnął Harry.
- Podejrzewam, że tak. Musimy się śpieszyć. A właśnie…Gdzie jest Ron? Pokłóciliście się?


- No wiesz…
- Ron, już dawno powinieneś ją przeprosić. Jak mogłeś tak ją traktować?! Swoją przyjaciółkę!
Weasley patrzył tępo na swoją siostrę. Dopiero teraz zauważył jak skrzywdził gryfonkę. Wcześniej był zbyt zaślepiony nienawiścią. Nienawiścią do Malfoya. A teraz…Nie ma już swojej najlepszej przyjaciółki. Harry też już mu nie ufał. Od samego początku był po stronie Hermiony i bronił jej. Próbował mu wytłumaczyć, że ona ich nie zdradziła. Że nie jest niczego winna. Ale on nie słuchał. Jego rozmyślania przerwał jakiś huk. Na korytarz „wylali” się śmierciożercy. Ron sięgnął po różdżkę i zasłonił sobą Ginny, która już czekała w pozycji bojowej z determinacją na twarzy.

Hermione & Draco story
--- czapter for-ęd-ferty ---


Uczniom, którzy właśnie wracali z WS [Wydział Socjopatii na uniwersytecie w Hogwarcie zaprasza do wzięcia udziału w rekrutacji.] mogło się wydawać dziwne to, że Harry Potter oraz Draco Malfoy pędzą zgodnie w znana sobie tylko sobie stronę. [Ja to bym się bał, gdybym tak biegł i tylko ja wiedziałbym, w którą stronę. Ludzie by ciągle na mnie wpadali, no bo oni by nie wiedzieli. „Uwaga, ten wariat biegnie do przodu!” „Nieprawda, w bok!”, „Nie, do dołu!”] Mniej dziwne było to, że Draco trzymał za rękę brązowowłosą gryfonkę dyszącą cicho ze zmęczenia.
[Kontynuujemy wiersz „Brązowowłosa” z poprzedniej części:
Już ledwie dyszy, już ledwie sapie
A Malfoy dłoń jej ciągnie w swej łapie
Jednak nie dziwią się temu gapie
Nikt nie chce bowiem dostać po papie.]

Jednak trójka uczniów nie zważała na ciche pomruki [„Najjaśniejszy Panie, chłopi zaczynają szemrać przeciwko Waszej Wysokości”. „Nie zważaj, kanclerzu, na te ciche pomruki”.], ciekawskie spojrzenia na plecach [Anatomiczne mutacje w Hogwarcie zrobiły się ostatnio iście makabryczne.] oraz palce skierowane w ich stronę. [Ja wiem, że to metonimia, ale czytając ten tekst, wyobraziłem sobie swobodnie lewitujące bezcielesne palce wycelowane w Malfoya i śmiejące się z niego palczastym śmiechem.] Biegli jak najszybciej się dało do gabinetu dyrektora.
Dawniej, kiedy Draco jeszcze nie był z Hermioną, [Nic tak nie dodaje tempa wartkiej akcji z bieganiem, sapaniem i pomrukami w roli głównej jak retrospekcja i sentymentalne smęty o uczuciach.] kiedy Ron był przyjacielem dziewczyny…Właśnie rudy biegłby teraz z Harrym i Mioną szkolnym korytarzem. [Wystawmy sobie, proszę państwa, tę hipotetyczną sytuację.] I pewnie to on by teraz narzekał.
- Granger…Osobiście cię zabiję…jak tylko wrócimy do domku…-wydyszał Malfoy. [Czekaj no babo, jeno wrócim nazad do chałupy.]
- Jasne, jasne…A ja jestem królową Anglii.
- Wasza wysokość… - Hermiona cicho prychnęła a Harry i Draco (?!) roześmiali się. [Tak, też mam pytaniowykrzyknienie: kto, u licha, powiedział „Wasza Wysokość”? Czy to Hermiona wyprychnęła ten zwrot, czy Malfoy po prostu śmiał się z własnego dowcipu?]
Potter właśnie zaczął widzieć w tym dziwnym chłopaku coś z człowieka, a Malfoy powoli przyzwyczajał się do Harrego.

Ron cały naburmuszony szedł ponuro korytarzem. Był inny. [Tak, już wiemy – naburmuszony.] Zmienił się. Niestety na gorsze. [Jego naburmuszenie wzrosło o 34%.] Nie umiał już mówić prawdy, nie umiał wyrazić swych uczuć. [W 134% naburmuszony, ponuro chodzący kłamca i socjopata. Ron Weasley nie jest dobrym kandydatem na protagonistę. Dokonaj właściwego wyboru. Zagłosuj na Hogwarckie Stronnictwo Lekkiego i Beztroskiego Kroku.] Chociaż z całego serca kochał Hermionę nie potrafił jej wybaczyć. Nie umiał jej przeprosić… Przestać z niej szydzić. Chciał, ale nie mógł. Coś go powstrzymywało. [Nie mogę nie podziwiać literackiego kunsztu autorki, która w opisie biegu stosuje długie zdania złożone, a przy introspekcji w psychologię Rona pluje czterowyrazowymi zdaniami prostymi niczym serią z CKM-u.] Plątał się wiec korytarzami i patrzył na obrazy wiszące na kamiennych ścianach zamku. Kiedy wyszedł z zakrętu [Ron przez ostatnie dwie godziny tkwił w zakręcie. Wtopił się w róg ściany i nie mógł się wydostać.] zobaczył trójkę uczniów biegnących gdzieś. Rozpoznał w nich dwoje swoich przyjaciół i największego wroga…Trzymającego za rękę brązowowłosą… [Trzymającego kogo za brązowowłosą rękę?] Była taka szczęśliwa. Zmęczona biegiem, ale szczęśliwa. I zakochana. Coś w nim pękło.
- Chyba jednak ją przeproszę…Przecież nie jej wina, że go kocha…
- No, no…Braciszku, wreszcie przejrzałeś na oczy. [Aż podskoczyłem. Nie pamiętam, żeby narrator wprowadzał Ginny do sceny, więc zabrzmiało to jak głos z zaświatów.]

Wpadli z impentem do gabinetu Dumbledora. [I zaczęli wymachiwać impentem. Czymkolwiek by nie był ten impent.] Zaczęli mówić wszyscy naraz. Nie dało się ich zrozumieć, ponieważ trzy głosy tworzyły niezrozumiały bełkot. Albus Dumbledor [Albus Dumbledor von Lindor the Conqueror.] spojrzał na nich zza swoich okularów połówek i ciężko westchnął.
- Kiedy oni się nauczą? –szepnął do siebie, a powiedział głośniej- Cisza! Nic nie rozumiem z tego waszego hałasu. Niech jedno z was powie, co się dzieje, dobrze?
Trójka uczniów otworzyła usta… [Rozdają cukierki.] Przemówiła jednak Hermiona. [Przemówiła ludzkim głosem.]
- Panie dyrektorze. Jest naprawdę źle. Violet Rassel to tak naprawdę, Violet Riddle. Jest moją…- wzięła głęboki oddech. Oboje chłopcy złapali ją za ręce. [Ruch LGBT odnosi naprawdę duże sukcesy w lobbowaniu niezrozumiałych neutralnych zaimków.]- Ona jest moją siostrą cioteczną. Moim wujkiem jest sam Vol…Voldemort. Nie wiem jak to się stało, [“Wujku, jak to się stało, że jesteś moim wujkiem?” “Wygrałem casting Polsatu”.] ale tak jest. Jednak najgorsze jest to, że…-Dziewczyna nie miała już siły mówić. Po jej pliczku spłynęła samotna łza. [Gdy Hermiona podliczyła, ile jej zostało do końca miesiąca, ogarnęła ją rozpacz i po jej pliczku banknotów spłynęła samotna łza.] Malfoy zaczął mówić za nią.
- Przed chwilą usłyszeliśmy jak Violet rozmawia z Voldemortem – Dziwne, ale w jego ustach to nazwisko zostało przepełnione odrazą i nienawiścią [Już od miesiąca składam w urzędzie wniosek o przepełnienie mojego nazwiska radością i ciastkami cytrynowymi.], z jaką nikt jeszcze go nie wymówił. No, może Harry. Draco sam zdziwił się tonem swego głosu, a zanim zdążył się „obudzić” [Bo „zasnął”. Na „łóżku”. Metafora dla każdego.], Harry już mówił.
- Violet ma pana zabić, profesorze. [Jeśli już od trzydziestu części autorka nie skapnęła się, że po polsku nie mówi się do nikogo tylko za pomocą jego tytułu naukowego, bez dodawania przed tym „panie”, to już nie ma dla niej nadziei. Magistrze Kowalski, kończymy eksperyment z tym fanfikiem.] Potem Dracona. Pewnie i Hermionę. A mnie…
- Ciebie zostawi dla Voldemorta. Tak Harry, na pewno tak ma być. Ale czy nie uważasz, że wy MIELIŚCIE usłyszeć ich rozmowę?
Cała trójka zdębiała. Nie pomyśleli o tym. Przecież Voldemort nie jest tak głupi, żeby kontaktować się z Violet w tak dostępnym miejscu. [To znaczy gdzie, na stołówce? Przecież Harry, Hermiona i Malfoy podsłuchali jej rozmowę w jakimś opustoszałym pomieszczeniu, w dodatku zamkniętym za pomocą zaklęcia.]
- Harry…Każdy wie, że ty, Hermiona oraz Ron jesteście najbardziej ciekawskimi i rządnymi przygód osobami w tym zamku. Voldemort tez to wie. [Voldermort wie też prawdopodobnie, jak pisze się „żądnymi”, ale się tym nie chwali. Nie jest mu to potrzebne do jego szatańskiego planu.]
- To była pułapka. Miała nas tu sprowadzić, kiedy…-zaczęła domyślać się Herm.
- Właśnie, kiedy, co? [Kiedy w twoim zdaniu jest tyle samo znaków interpunkcyjnych, ile wyrazów, to wiedz, że coś się dzieje.] –odpowiedział pytaniem na pytanie staruszek.
- Kiedy ona będzie mogła wpuścić tu śmierciożerców.
- Brawo, panie Malfoy. Dostaje pan 10 punktów. [I medal ze złotą gwiazdką z napisem „Za zasługi w odkrywaniu bezsensownych, durnych, źle wyjaśnionych i niezbyt prawdopodobnych zwrotów akcji”.]
- Skąd to wiesz, Draco? Przecież tu nie da się dostać bez wiedzy dyrektora. [O ile jeszcze pamiętam książki, to tak naprawdę do Hogwartu nie można było się dostać, bo wokół zamku roztoczona była potężna aura magiczna rozrywająca na strzępy każdego, kto próbował się teleportować. Z drugiej strony o takim rozczłonkowanym delikwencie Dumbledore dowiedziałby się dość szybko, więc jeśli liczy się to jako „wiedza dyrektora”…]
- Herm… Już wiele razy śmierciożercy się tu dostawali. Mają wśród uczniów swoich szpiegów. Przecież ja tez nim byłem. Miałem zostać śmierciożercą. Tak chce mój ojciec. Bardzo dawno temu pojawiłem się na zebraniu, ale pamiętam, że Czarny…Voldemort mówił coś o jakimś ataku. [No tak, oczywiście, wiadomo, że jak tylko jest jakiś atak, to zaraz winni są czarni i islamiści. Parszywy rasizm.] Swojej tajnej broni…
- Czyli Violet jest jego tajną bronią? [Die Violet Wunderwaffe.] –zagadnął Harry. [Swobodnym tonem zagadnął Harry, ponieważ właśnie byli na herbatce.]
- Podejrzewam, że tak. Musimy się śpieszyć. A właśnie…Gdzie jest Ron? Pokłóciliście się?

- No wiesz…[Głos z zaświatów powrócił.]
- Ron, już dawno powinieneś ją przeprosić. Jak mogłeś tak ją traktować?! Swoją przyjaciółkę!
Weasley patrzył tępo na swoją siostrę. Dopiero teraz zauważył [Ja też.] jak skrzywdził gryfonkę. Wcześniej był zbyt zaślepiony nienawiścią. Nienawiścią do Malfoya. [A myślałem, że nienawiścią do czarnych.] A teraz…Nie ma już swojej najlepszej przyjaciółki. [Poziom zrozumienia przez czytelnika, które zaimki odnoszą się do których postaci: 90%.] Harry też już mu nie ufał. [70%.] Od samego początku był po stronie Hermiony i bronił jej. [50%.] Próbował mu wytłumaczyć, że ona ich nie zdradziła. [30%.] Że nie jest niczego winna. Ale on nie słuchał. [10%. UWAGA. KRYTYCZNE NIEZROZUMIENIE ZAIMKÓW. POWYŻSZE ZDANIA ULEGNĄ AUTODEKONSTRUKCJI.] Jego rozmyślania przerwał jakiś huk. Na korytarz „wylali” się śmierciożercy. [Z przyzwoitości celując ptaszkami w stronę ściany.] Ron sięgnął po różdżkę i zasłonił sobą Ginny, która już czekała w pozycji bojowej z determinacją na twarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz